
- Idę do kina! – wrzasnęłam, mimo że chłopak udawał zbyt zamyślonego, by dosłyszeć moje słowa. – Idę – powtórzyłam – T E R A Z !!! – Ogarnęła mnie niepojęta obsesja, by choć raz zrobić coś, czego naprawdę pragnę. Już nie liczył się pomysł na spędzenie poniedziałkowego wieczoru, czy urodziny obecnego tam chłopaka. Postawiłam sobie cel, który za wszelką ceną chciałam osiągnąć.
Gdy ochłonęłam, zdałam sobie sprawę z absurdu sytuacji, w jakiej się znalazłam. Dotąd myślałam, że moje kruche życie opiera się na ideach Epikura – podstawą egzystencji jest dążenie do przyjemności, jednak spotyka się ono z gromem rozczarowań, wynikających z faktu, że musimy dokonać wyboru, pomiędzy jedną, a druga, nigdy nie przekonawszy się, czy odrzucona przyjemność nie okazałaby się lepsza.
Dziś okazało się, że bardziej niż mądrego Epikura, przypominam postać literacką, szaleńczego Makbeta. Pójście do kina stanowiło dla mnie cel – wybór, którego dokonałam, a zarazem przyjemność, której pożądałam. Pozornie mało znacząca kwestia, dla mnie stanowiła dowód, a zarazem odpowiedź na pytanie – czy potrafię kierować swoim życiem? Gdy okazało się, że nie wszystko układa się po mojej myśli, wpadłam w szał. Skoro człowiek nie jest w stanie samodzielnie zdecydować, jak spędzi wieczór, to czy jest w stanie wybrać życiową drogę, jaką podążać będzie przez resztę swoich nędznych lat?
Makbet zabił nie tylko po to, by stać się królem, ale też po to, by potwierdzić samego siebie. Świadomie wybrał on pomiędzy Makbetem, który lęka się zabić, a tym, który zabił. Jednak jego wybór był absurdalny, gdyż w żaden sposób nie był w stanie pokierować swoim losem, czy też zdecydować o własnej tożsamości. Wybrał, choć wybór ten w rzeczywistości w ogóle nie istniał. Bohater zabił, zaś my, choć nie posuwamy się do tak radykalnych kroków, poprzez podejmowanie codziennych decyzji, upodobniamy się do niego. Staramy się zdobyć konkretny zawód, uwieść mężczyznę, dostać się na wymarzony kierunek, czy choćby świadomie wybrać film, jaki zechcemy obejrzeć w kinie. Stwarzamy wrażenie ludzi, potrafiących zapanować nad swoim życiem. „Zobaczcie, mam wymarzoną pacę! Sama o tym zadecydowałam, samodzielnie ją wybrałam, dziękuję samej sobie!”. Czy istnieje większa bzdura?
Ilu niepowodzeń potrzebujemy, by w końcu zrozumieć, jak niewiele zależy od naszej ingerencji, a bardziej od przypadku, zrządzenia losu, bądź Boga, o ile zakładamy jego rzeczywiste istnienie? Dlaczego z takim uporem, nie chcemy przyznać się do własnych słabości? Maskowanie strachu, czy niepewności nie pociąga za sobą wyzwolenia. Najwyższa pora zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy - czymkolwiek jesteśmy. Porywanie się z motyką na słonce nie sprawi, ze poczujemy się lepiej, a jedynie udowodni, jak niewiele znaczymy w niezmierzonym wszechświecie.
- I co, poszłaś sama do kina? – nieśmiało zapytał chłopak.
- Nie, trochę przesadziłam. Uparłam się, by pójść tam dzisiaj, nie wiem co we mnie wstąpiło. – odpowiedziałam z nieukrywanym zakłopotaniem. – Poczekam na lepszy moment, nie wszystko zależy ode mnie i moich zachcianek.
"Życie jest cieniem ruchomym jedynie
Nędznym aktorem, który przez godzinę
Pyszni i miota się po scenie, aby umilknąć później na zawsze
Jest bajką opowiedzianą przez głupca, pełnego
Furii i wrzasków, które nic nie znaczą."
W. Szekspir
15 marca 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz