poniedziałek, 12 kwietnia 2010

"W końcu wszystkie uczucia i wszystkie myśli prowadzą do złudzeń."

Usiadłam przy stoliku. T. udał się do kasy, by zamówić jedzenie, a ja znużona długim czekaniem, rozglądałam się po zatłoczonej restauracji. Mój wzrok przykuła siedząca niedaleko, ubrana wyjątkowo ekstrawagancko dziewczyna. W ręku trzymała czerwony szkicownik, w którym, jak dało się wyczytać z jej ruchów, nieśmiało stawiała kreski. Co pewien czas, spoglądała na zajadającego frytki mężczyznę. Pomimo sędziwego wieku i znienawidzonej przezemnie brody, owy pan rzeczywiście miał w sobie coś, co potrafiło przykuć uwagę. Być może, zauroczona nim dziewczyna była studentką akademii sztuk pięknych, lub też jednym z wolnych strzelców, wyznających zasadę braku zobowiązań i oddających się wyłącznie pasji. Być może zakochała się w starszym mężczyźnie i chcąc uchwycić magię chwili, w postaci rysunku, przelewała emocje na papier. Gdyby okazało się to prawdą, jej miłość z góry skazana byłaby na straty, gdyż mężczyzna zdawał się być obojętny. Nieskończona miłość, uczucie przepełnione błahą nadzieją i mimowolną naiwnością, toczyło walkę z nieugiętą, chłodną rzeczywistością. Biedactwo, pomyślałam. 
Zrezygnowana odwróciłam wzrok. Siedziałam pod ogromną ścianą, na której wisiało kilka starannie oprawionych zdjęć. Jedno z nich przedstawiało człowieka, starającego się przeskoczyć kałużę. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie przesadzona wielkość wody. Postać wyglądała na świadomą absurdu wyzwania, jednak pomimo tej wiedzy zaryzykowała. Nie istotny był strach przed pomoczeniem, pobrudzeniem ubrań, czy końcowym przeziębieniem. Osoba ta nie obawiała się podjąć ryzyka, ponieważ wiedziała, że największą porażką jest tchórzostwo. Prawdopodobnie skok zakończył się mokrą klęską, jednak jeśli nigdy nie podejmiemy, teoretycznie przegranej walki, nie dowiemy się, czy tym razem życie nie przyniosłoby niespodzianki. Patrząc na wspomniane czarnobiałe zdjęcie, można odnieść wrażenie, że skaczący człowiek został obdarowany niewidzialnymi skrzydłami, pomagającymi mu w bezpiecznym dotarciu na brzeg . Czy macie pewność, że tak właśnie się nie stało?
Raz jeszcze spojrzałam na młodą malarkę. Dlaczego jej wyimaginowaną historię uznałam za tragiczną? Istnieje szansa, że los okaże się przychylny. Zależy to tylko od jednego czynnika – odwagi . 
- Kochanie, przepraszam, że tak długo. Zgłodniałaś? – T. powrócił, przerywając ciąg moich zagmatwanych myśli i z dumą postawił tackę na stole. – Nie wiem czy to lubisz, ale zaryzykowałem.

- Słusznie. – obdarzyłam go subtelnym uśmiechem.

4 stycznia 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz